Ja - macho i podświadomość
Autorem artykułu jest AROKIS
Zdarza nam się czasami mówić różne rzeczy nie dlatego, że tak rzeczywiście myślimy czy czujemy, ale żeby stworzyć wokół siebie sztuczną aureolę twardości, braku strachu, odwagi. Jesteśmy MACHO na pokaz. Udajemy kogoś innego, by ukryć siebie samego. I nie dotyczy to tylko mężczyzn. Wszystkim to się przydarza.
Wyobraźmy sobie taki scenariusz. Nasz znajomy, pan około sześćdziesięciu kilku lat, schorowany, samotny, ale robiący wrażenie dość żwawego, zaradnego i ruchliwego człowieka, otóż ten pan karmi nas co i raz takimi tekstami: „Marnie z tym moim zdrowiem, wczoraj myślałem, że to już koniec”. Albo: „Ja się nie boję śmierci, he, he. Codziennie wieczorem kładę się w pozycji „na Lenina”, a rano jestem zaskoczony, że dostałem jeszcze 24 godziny, he he”. Lub: „…to miała 73 jak umarła? Ja tyle nie dożyję. Może dociągnę do jutra, a potem…”. Czy: „Ja to żyję tylko dziś, a juto – nie wiem, czy będzie”. Powiecie, że to tylko takie bezwartościowe gadanie, żeby wzbudzić sobą zainteresowanie lub współczucie. Na pewno?
Bo czyż zdajemy sobie sprawę, że takim gadaniem prowokujemy różne zdarzenia, by się właśnie wydarzyły? To, co teraz napiszę, proszę potraktować ze śmiertelną powagą, gdyż powiem rzeczy być może dziwne. Ale, uwierz mi, czytelniku na prawdę, wiem to na 120%, bo sam tego parokrotnie doświadczyłem. Mówiono mi o tym wiele lat temu, tylko wtedy jeszcze nie rozumiałem o czym była mowa. A teraz WIEM.